Kurcze kiedyś nie ruszałam się bez błyszczyka na ustach- chyba się starzeję lub nabrałam dystansu do siebie i swojego wyglądu. Jednak jak wpadnie mi w rączki coś fajnego jednak katuję. Ostatnio za sprawą współpracy z Bell otrzymałam błyszczyk, który skutecznie poprawia mi nastrój i służy jako korektor niekiedy mdławo wyglądającej szminki. Intensywny, nasycony delikatnymi drobinkami i soczysty.
To mój pierwszy błyszczyk z serii Bell Glam Wear Lip Gloss do tej pory używałam błyszczyka z serii Air Flow, który miło mnie zaskoczył swoją dość przyzwoitą trwałością i miłym zapachem winogron.
Błyszczyk jest całkiem przyjemny nie za gęsty nie za rzadki, dość mocno napigmentowany. Nie jestem w stanie stwierdzić jak długo utrzymuje się na ustach. Jestem typem wiecznie przyssanym do szklanki i palącym papierosy kartonami dziennie. Więc moje doświadczenia z trwałością błyszczyków są dość smutne. Kontakt ze szklanką lub upojną chwilą z dymkiem kończy się ścieraniem kosmetyku. Do plusów zaliczę nawilżenie i brak efektu przesuszonych ust po użyciu.
Bell Glam Wear nr 032
Lubię opakowania błyszczyków Bell są przyjemne dla oka i nie duże. Jednak aplikatory nie należą do moich ulubieńców. Jak widzicie na poniższym zdjęciu jest on zakrzywiony jednak przestrzeń ta nie jest dla mnie wystarczająca by móc jednym ruchem umalować usta. W końcu mam dość spore. O tak zapomniałam o zapachu. Przyjemny, lecz dość sztuczny. Poprzedni błyszczyk urzekł mnie zapachem winogron. Tym razem mam do dyspozycji przyjemny aczkolwiek sztuczny mix perfum.
Błyszczyki Bell są dość tanie jednak ich dostępność pozostawia wiele do życzenia. Możecie je dostać w osiedlowych drogeriach i w dużych Naturach posiadających szafy tej marki. Koszt takiego błyszczyka to od 11- 13 zł. Ostatnio używam go na okrągło. Kiedyś mówiłam wam chyba, że lubię właśnie takie dość intensywne kolory na ustach. W nudnych błyszczykach czy szminkach wyglądam dziwnie- też za sprawą ciemnych malinowych ust. Cóż natura wyznaczyła już plan mojego makijażu ust więc niech tak będzie, dostosowałam się bez większego marudzenia.
Jestem ciekawa co myślicie o tym kolorze i czy też zdecydowały byście się na taki dość intensywny kolor na ustach?
Jeśli posiadacie błyszczyki Bell opowiedzcie czy je polubiłyście.
Pozdrawiam Klau.
Lubię takie mocne kolory błyszczyków. Podobny mam z Essence, chyba nawet jeszcze bardziej czerwony. No ale cóż... używam ich raz od wielkiego dzwonu :P
OdpowiedzUsuńPięknie na ustach wygląda :) chociaż ja póki co, pozostaję wierna błyszczykowi COLOURBRUST z Revlon :)
OdpowiedzUsuńpiękny odcień :)
OdpowiedzUsuńslicznie wyglada na ustach :D
OdpowiedzUsuńpiękny i intensywny kolor :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolor :))
OdpowiedzUsuńoo! Nie spodziewalam się, że bell ma taki dobry blyszczyk, może zbyt szybko tą firmę skreslilam ;)
OdpowiedzUsuńkosmetyki Bell naprawdę ostatnio mnie zaskakują... oczywiście pozytywnie ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWygląda fajnie, ja ostatnio polubiłam się też z błyszczykiem Bell tym z Biedronki, jest świetny!
OdpowiedzUsuńFajny kolorek, ale trwałość niestety nie zachwyca, ale czego wymagac od błyszczyku...:)
OdpowiedzUsuńja lubie takie mocne kolory, aczkolwiek rzadziej uzywam blyszczykow, wole pomadki/ szminki :)
OdpowiedzUsuńCiekawy ten błyszczyk:) Wyrazisty kolor -podoba mi się to!:D
OdpowiedzUsuńCudny ten kolor jest ;))
OdpowiedzUsuńale ma piękny i mocny kolor! zupełnie jak nie błyszczyk :)
OdpowiedzUsuńBardzo intensywny kolor, widziałam ostatnio baardzo podobny z błyszczyków KOBO :)
OdpowiedzUsuń